Rysy
9.09.2017r.
Wielki dzień – Rysy, chociaż na pierwszy raz od strony słowackiej.
Wczesna pobudka, kanapki już gotowe, jedziemy do Popradskego Pleso. Z Zakopanego to prawie godzina jazdy.
Pomimo wczesnej pory (godz 6.00) parking niedaleko stacji kolejki już w dużej mierze zapełniony. Ładujemy ekwipunek i w drogę. Pierwsze kilometry (4,3), aż do Schroniska/Hotelu nad Popradske’m Pleso to droga asfaltowa. Nieco w górę, chociaż przy ciężkim plecaku wydaje się, że to droga na sam szczyt;)
Kawa i śniadanie nad brzegiem górskiego stawu to naprawdę coś!
Ostatni rzut oka na mapę – przed nami ponad 3 godz. wspinaczki, aż 1041m w górę. Do skrzyżowania nad Żabim Potokiem prowadzi niebieski szlak. Częściowo idziemy lasem, jednak im dalej tym panorama staje się bardziej skalista. Potem zostawiamy niebieski szlak i odbijamy w prawo, już bezpośrednio szlakiem czerwonym na Rysy. Pogoda średnia – mgły i chwilami siąpiący deszcz ale nie poddajemy się. Idzie się dość szybko; adrenalina chyba robi swoje.
Łańcuchy i sztuczne stopnie nie przerażają, cel jest coraz bliżej. Spoza skał wychyla się Chata pod Rysmi, najwyżej położone schronisko, warto wyjść tam chociażby dla szczególnych „atrakcji” – rower, przystanek autobusowy, „brama powitalna”.
Pogoda niestety nie poprawia się – szczyty zasłonięte chmurami, a dodatkowo zaczyna mocno wiać. Postanawiamy odpocząć przed „atakiem szczytowym”;)
Pieczątka jest, pamiątkowy magnes też, możemy ruszać. Na zewnątrz chyba już halny, dobrze że mam ciężki plecak bo na pewno by mnie zwiało.
Docieramy do Przełęczy Waga – tutaj już naprawdę mocno wieje. Łomocze każdym kto podejmuje ostatnią prostą na szczyt, a ja … jestem przerażona. Boje się, ale przecież jest już tak blisko… Pierwszy raz chcę zawracać, chociaż jak to, porażka, teraz, tutaj?
Było ciężko ale moje przerażenie zwyciężyło – zawracamy. Z wielkim bólem serca, prawie że ze łzami w oczach, ale rozsądek jest ważniejszy. Do gór trzeba mieć respekt, a nie iść wszędzie ślepo.
Chyba byliśmy jedynymi, wszyscy twardo szli w górę.
Niby takie głupie, przecież to nie Himalaje, ale to była ciężka decyzja.
Teraz już nie żałuję, mam tylko nadzieję, że będzie mi dane kiedyś stanąć na szczycie, a jeśli nawet nie to znowu zawrócę…
Gratuluję odwagi, rozsądku i przede wszystkim pokory! ☺️ Trzymam kciuki za kolejne podejścia!
Mam nadzieję, że następnym razem się uda!:)
Góry nie uciekną. Nie za pierwszym to za kolejnym razem się uda…o czym i ja mam nadzieję się przekonam:) Powodzenia!