Na Magurce Radziechowskiej
Beskid Śląski góry KZKG RP

Magurka Radziechowska w Beskidzie Śląskim

11.11.2019r.

Dzisiaj plan średnio ambitny, bo tylko Magurka Radziechowska i Magurka Wiślańska. Szczyty, na których nigdy nie byłam pomimo ich bliskiej odległości od Baraniej Góry i nieco dalej od Skrzycznego.

Szlak

Ruszamy, tak jak dzień wcześniej, o czym [tutaj] z Ostrego (gmina Lipowa, powiat żywiecki) szlakiem zielonym.

Asfaltowy początek szlaku

Pierwsze 1,5km to spacer asfaltem drogą przez wieś;) Spacer o tyle przyjemny, że pięknie świeci słoneczko i idziemy jakąś roślinną dzielnicą. Mijamy ul. Rumiankową, Rozmarynową, Szałwii, Bazyliową, Czarnuszki i kilka innych. Buzia sama się śmieje. Z ciekawostek, w okolicy są ulice, np. Liryczna, Przyjazna, Uczciwa czy Urocza; dalej Morwy, Forsycji, Hibiskusowa czy Agrestowa, albo Beżowa, Morska czy Barwna. Żadnych marszałków, królów, czy świętych. Nazwy ulic musiała wymyślać strasznie pozytywna osoba;)

Szlak zielony

Ale wracając na szlak… Kiedy już miniemy ostatnie zabudowania wchodzimy do lasu. Niestety od razu zaczyna się błoto, topnieje śnieg, który dzień wcześniej w górach pokazał swoje oblicze i robi się mało przyjemnie. Z jednej strony fajnie, że świeci słońce ale z drugiej przy dodatniej temperaturze roztopy na szlaku to ostatnia rzecz, którą lubię. Nawet najlepsze buty w topniejącym śniegu w końcu się przemoczą, a to już nie nastraja pozytywnie.

Topniejący śnieg

 

Plusem są piękne widoki po drodze. Widać, jak jesień ustępuje trochę zimie, bo przypominam, że piszę o dniu 11 listopada:)

Zima i jesień

Im wyżej, tym niestety słońca mniej, a pojawiają się mgły. Jest pięknie, prawdziwa zima, ale widoki zerowe.

Prawdziwa zima

Magurka Radziechowska to już całkowite mleko. Chcieliśmy iść dalej, w kierunku Magurki Wiślańskiej, ale mokre buty i mgły trochę nas zdemotywowały. Wracamy.

Magurka Radziechowska

Oczywiście schodząc widać było, że pogoda się poprawia ale jak to w górach – pogoda to loteria.

Słowo o Wielkiej Raczy

Nigdy nie zapomnę Wielkiej Raczy [tutaj], gdzie jak my byliśmy nie było widać nic, a schodząc chmury się rozeszły i wiem, że widoki były przednie.

Powrót tym samym szlakiem więc ostatni etap to znowu asfalt.

Czując niedosyt wracamy do pokoju, przebieramy się i ruszamy dalej. Ale o tym już innym razem;)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *