Błatnia z Brennej. Beskid Śląski
26.12.2018r.
Drugi dzień Świąt więc trzeba zrzucić nadprogramowe kilogramy i trochę się poruszać. Nie chcieliśmy śląskiej trójki Wisła-Ustroń-Szczyrk z uwagi na tłumy turystów, wybór padł na Brenną. Odległość prawie taka sama, bliskość głównych szlaków Beskidu Śląskiego, a jednak nigdy tam nie byłam.
Słońca nie było w planach więc wybraliśmy niski szczyt, żeby nie żałować straconych widoków. Jak się później okazało (nie pierwszy raz zresztą) widoki były tak mizerne, że nawet nie widziałam gdzie jestem;)
Na Błatnią z Brennej można iść dwoma szlakami – bezpośrednio zielonym lub czarnym, którym po 1,5 km i tak dochodzimy do wspomnianego zielonego. Droga praktycznie taka sama. My wybieramy wariant drugi. Samochód zostawiamy w centrum Brennej pod Urzędem Gminy. Plusem weekendów i świąt jest to, że wtedy swobodnie możemy zostawiać samochód pod instytucjami państwowymi;)
Szlak biegnie za budynkiem Urzędu asfaltową drogą, aż do ostatnich zabudowań.
Śniegu niewiele ale gdy tylko wchodzimy do lasu zaczyna się prawdziwa zima. Widać, że czarny szlak mało uczęszczany, bo dopiero zielonym idzie się łatwiej.
Pod Wielką Cisową wychodzimy z lasu i widzimy, że nic nie zobaczymy. Mgła, mleko. Tutaj zielony szlak łączy się z czerwonym, skręcamy w prawo, mijamy Ranczo i kierujemy się w stronę Schroniska.
W środku ludzi sporo, nie tylko my postawiliśmy na świąteczny dzień w górach.
Chcąc zobaczyć cokolwiek idziemy kilka metrów od Schroniska na właściwy szczyt Błatniej ale niestety – tam widoczność jest jeszcze mniejsza. Pozostaje nam wracać.
Ten sam szlak do Brennej Centrum. Z górki szybciej, godzinka i jesteśmy na parkingu.