Jałowiec. Niby Beskid Żywiecki, a jednak Beskid Makowski
3.05.2020
Korzystając w wolnego znowu ruszamy na szlak. Dwa dni wcześniej był mały rozruch w Beskidzie Małym więc teraz pora na coś wyższego.
Beskid Żywiecki czy Makowski?
Zawsze chciałam iść na Jałowiec. Widziałam piękne zdjęcia z widokiem na Babią, no a że marzenia trzeba spełniać… Podobno nie jest to tak oblegany szczyt jak Pilsko, czy właśnie Babia Góra.
Z Jałowca dalej miał być też Lachów Groń, ale wszystko miało wyjść w trakcie, gdyż pogoda była niepewna.
Najbliżej na szlak na Jałowiec mamy do Stryszawy wiec właśnie stamtąd ruszamy.
Ciekawostką jest fakt, iż Jałowiec zaliczany jest do Beskidu Makowskiego, ale często również do Beskidu Żywieckiego. Wynika to z faktu jego położenia i kategoryzacji. Czyli , jak to woli;)
Sąd idziemy?
Stryszawa Roztoki – tam zaczyna się żółty szlak, którym dojdziemy na Polanę Krawcową, a dalej niebieskim na szczyt Jałowca.
Podjeżdżamy pod sam początek szlaku i przy głównej drodze i kilka metrów dalej, przy przystanku autobusowym i niewielkiej zatoczce, zostawiamy samochód. Mijamy zabudowania, przechodzimy przez mostek przy kaskadach (wodospadzie) i ruszamy w górę. Oczywiście szliśmy za drogą i nikt nie popatrzył, że w pewnym momencie nie ma na drzewach oznaczeń. Szybka analiza na mapie online, no i oczywiście – szlak szedł prosto, a my zagapiliśmy się i odbiliśmy w lewo. Na szczęście widać było na mapie miejsce, gdzie droga przecinała szlak więc mogliśmy na niego wrócić;)

Żółty szlak powitał nas (ponownie) błotem, a miejscami błotem po kostki.

Nie było gdzie „uciec” i tak brodziliśmy w tym błocie praktycznie, aż do Polany Krawcowej. Tutaj żółty szlak zamieniliśmy na niebieski i po 1,2 km byliśmy na szczycie.
Im wyżej tym może i błota mniej ale i więcej mgły. Na Jałowcu nie było nikogo więc skorzystaliśmy z dobrodziejstw drewnianego szałasu, ogrzaliśmy się ciepłą herbatką z termosu, bo zrobiło się też zimniej (na Babiej zapowiadali śnieg) i ruszyliśmy dalej.
Jak w horrorze
Zejście w kierunku Czerniawy Zachodniej chwilami mnie przerażało. Gęsta mgła, szmery wiatru, pustka wokół… Liczyłam na poprawę pogody, na jakieś chociaż szczątkowe widoki ale nic z tego.
Na Czerniawie zdecydowałam, że wracamy. Wiedziałam, że prędzej czy później zacznie padać, a wizja powrotu w jeszcze większym błocie… no nie, jeszcze kiedyś tu wrócę!
Wracamy tak samo, jak wchodziliśmy, z tą różnicą, że idziemy cały czas szlakiem;)

Przed samymi zabudowaniami w Stryszawie zaczyna padać, przy samochodzie już leje. Udało nam się w ostatniej chwili. No i fajnie, bo gdybyśmy poszli dalej pewnie i tak byśmy nic nie zobaczyli, a tylko by nas znowu ulało.
Nie lubi mnie Beskid Żywiecki
Beskid Żywiecki nie darzy mnie sympatią. Nie miałam widoków ani na Pilsku, ani na Wielkiej Raczy. O dziwo tylko Babia mnie lubi, bo w końcu jedna baba drugiej babie…;)